wtorek, 29 listopada 2011

South Luangwa part 2 - safari

There were requests to publish in english, I will upload next posts in english version.

Well, let's have a look on safari trips. Time schedule  was very strict. Wake up at 5.30am, breakfast, really fast and 6am departure from lodge to South Luangwa National Park. At 6am in the mornign sun is still very low. It might be still cool temperature after night. It is good time to go for morning safari. Trip is something like 3-4 hours, to return just for brunch and siesta time. At 3.30pm it is time for coffee and departure for afternoon trip to park. Depends how much we wanted to see we were in the South Luangwa to 8pm ~ 9pm. I must admit that it is getting dark around 6pm.

Our team: David, Keil, Keira, Debi (behind), Julius - our guide, and me


During the day safari we had a chance to see a lot of babuns, antelopes, elephants, a lot of birds - blue ones, green ones, black ones... I must say that we were "hunting" to see lions and gepards. We were lucky and our guide - Julius - could show us something special. Lion had just catch young antelope and started to eat. Place was crowded with other trucks in very few minuts. 
Lion was just eating and observing all visitors. Noone was talking, everyone was impressed, and one could here only whispers or sound of smashed impala's bones.
Other time we could see was lion-mother with 4 small cats. It was night already, temperature got cool down, so many animals gathered around lake to have fresh water. This time there were only three vehicles. Everyone was amazed with this view and watching the scene in silence. Really nice time.
On the way back in the night, already on the public road, outside of the park, big hippo was crossing the street. We had to stop wait until he is gone in bush and continue our return to lodge for dinner.

I can't upload photos now. I will do that later.

poniedziałek, 28 listopada 2011

South Luangwa cz1 - samolot, lodge

Na poczatku byl samolot relacji Lusaka-Mfuwe. Na lotnisko wcale sie nie trzeba bylo spieszayc. Lotnisko w Lusace oddalone jest od centrum jakies 20 minut jazdy samochodem. Oczywiscie po lewej stronie, jak w Anglii. W koncu to byla kolonia brytyjska.



W podroz wybralem sie z osobami poznanymi w pracy oraz ich przyjaciolmi. Poniewaz odbywalismy podroz krajowa, odprawa na lotnisku byla bardzo sprawna i bardzo krotka - moze 10 minut. Lot byl krotki - caly przelot zajal nam 1 godzine i 5 minut. Samolot byl bardzo maly - moze 25-cio osobowy. Byl komplet pasazerow, w tym nasza, 10-cio osobowa ekipa :)
Jak wyglada Zambia z gory? Jest plaska. Widoczne sa koryta rzek, jeszcze puste (bez wody) o tej porze roku. Na poludniu - w Lusace juz pada, na polnocy jeszcze trzeba troche poczekac. Chociaz...
Duze rzeki, zapewne Zambezi i Luangwe sa bardzo szerokie i pomimo mijajacego okresu suchego, odbijaja w swych wodach promienie wysoko zawieszonego Slonca.



Ladowanie w Mfuwe przebieglo bardzo sprawnie. Pilot bez problemu osiadl mala maszyna na pasie startowym. Lotnisko zrobilo na mnie spore wracenie, przed oczami mialem lotniska widziane kiedys na filmach - maly terminal przylotow, i dlugi, asfaltowy pas startowy otoczony buszem.
Mfuwe nie jest miastem, to bylo kolejne zaskoczenie. Na odcinku około 11 km, ktory pokonalismy w 40 minut, mijalismy tylko male zabudowania, wioski skladajace sie z murowanych albo trzcinowych domkow.
Do Norman Carr Safaris Lodge jechalismy przerobionym LandCruiserem, ktorym pozniej jezdzilismy do parku. Przywitano nas brunchem na tarasie, z ktorego rozciagal sie widok na lagune, z malutkim zbiornikiem wody. Sciagala ona rozne zwierzeta i juz na dzien dobry mozna bylo zobaczyc slonie, antylopy i pawiany. Pawiany - babuns - sa strasznie natarczywe i dosyc agresywnie poszukujace jedzenie - skutki - potluczony talerz, podrapania. Zreszta to nie ostatnia przygoda z pawianami.

sobota, 19 listopada 2011

Pogoda

Gdzies slyszalem ze w Afryce wszystko jest intensywniejsze, zeby latwiej przezyc. To jest prawda, i nie odnosi sie tylko do zywych organizmow. Juz pierwszej nocy byla potezna burza. W listopadzie zaczyna sie tutaj pora deszczowa. Jedna z 3 por roku, jest jeszcze pora sucha i pora umiarkowana.
Pora deszczowa to dosc wysokie temperatury w ciagu dnia - powyzej 25stopni C, poranki i wieczory sa troche chlodniejsze. Pomimo wysokiej temperatury, wieje zawsze jakis zefirek wiec nie odczuwa sie goracego powietrza.

Rowniez po deszczu temperatura sie obniza. Deszcz, razem z burza, przychodzi bardzo szybko i rownie szybko przemija. Jednak pada intensywnie. A owoce, pod naporem kropli deszczu, spadaja z drzew robiac wiele halasu.

Fotki z dzisiejszej wyprawy do Kwacha Road. Kwacha - czyt kłacza - to lokalna waluta.

Miejsce gdzie mozna wydac lokalna walute - jeden z kilku supermarketow.
Ten w soboty ma promocje - wszytsko 10% taniej :)

Droga w Lusace

czwartek, 17 listopada 2011

Lusaka z gory

Nie mialem aparatu w pracy, wiec niestety fotki tylko z komorki.
No coz Lusaka wyglada jak ogrod (chyba juz nawet pisalem). Z gory tez wyglada calkiem przystepnie. Nie moglem nie wspiac sie na wieze (25m) i nie zobaczyc miasta z gory. Zambia jest ogolnie plaska, Lusaka rowniez. No moze nie liczac dwoch pagorokw - na jednym z nich jest stadion. Nie wiem czy sie zalapal na zdjecie.
Natomiast udalo mi sie zobaczyc jakies wysokie budynki - komin elektrocieplowni na wegiel, i hotel w centrum.
Komin spory wiec i moje zdziwienie bylo czemu w centrum miasta. Elektrownia jest nieczynna. Od jakiegos czasu Zambia korzysta z energi odnawialnych - swiatla sloneczengo i energi geotermalnej. Kto by pomyslal? Wychodzi na to, ze niestety z naszymi elktrowniami mozemy sie schowac...

Typowa ulica Lusaki

Nie wiem czy widac na zdjeciu ponizej, ale dzieciaki do szkoly w mundurkach chodza.


Na koniec dnia obowiazkowe piwko - zmbijskie :) No i oczywiscie kolacja hotelowa. Na niedziele kolejne zaproszenie na ciekawe wydarzenie, wiec pewnie beda ciekawsze zdjecia :)


środa, 16 listopada 2011

Miasto i jego mieszkancy

Miasto...

Miasto jest duze, ale zabudowa niska. Wiekszosc terenow jest ogrodozna 2 metrowymni murami z zasiekami. Wjezdzajacych na posesje przez bramy, szlabany rewiduje wzrokiem zawsze jakis ochroniarz. Pomio tych plotow i dzieki krzakom i drzewom na poboczach szerokie ulice Lusaki sprwiaja wrazenie otwartych a widok jest nieograniczony.
Wiekszosc budynkow, ktore widzialem nie jest wyzsza niz 3 pietra - lepiej powiedziane - wyzsza niz otaczajace drzewa akacjowe. Dzieki takiej zabudowie, moze z braku funduszy, moze z dostepnosci terenow miasto wyglda jak ogrod lub park.

... i jego mieszkancy

Wszyscy mieszkancy Lusaki sa bardzo mili i uprzejmi. Plusem jest ze wszyscy znaja angielski, chyba nawet lepiej niz ja. Mam okazje pracowac z bialymi afrikanerami Debi, John, Jacob.. Zostalem rewelacyjnie przyjety po przylocie na spotkaniu powitalnym w hotelu.
Pierwszy dzien i od razu projekty i zaproszenie na safari, czy wyprawe lodzia motorowa. Skorzystam z safari - http://www.voyagerszambia.com/stay_in_zambia/south_luangwa_national_park.php
Wszyscy kierowcy jezdza w miare powoli, nikomu sie nie spieszy. Nieporownanie do warszawskiego pospiechu.

W oczekiwaniu na samolot...

Przesiadka w Johanesburgu. Mam prawie 5 godzin czekania na South African do Lusaki. Chwila odpoczynku po 11 godzinnym locie z Frankfurtu. Samolot a380 ganz neue - tylko slabe filmy byly w kolekcji, za to mozna bylo sie przespac. Nie spodziewalem sie zobaczyc zadnych swiatel nad Afryka podczas nocnego lotu.


Na lotnisku zaskoczyly mnie sklepy z pamiatkami afrykanskimi - wisiorki, reczniki, koszulki i wszystko w slonie i zyrafy. Znalazly sie tez pamiatki z kosci sloniowej - poki co slonia nie widzialem :)
Sniadanie lotniskowe calkiem spoko, chociaz afrykaskie jajka byly jakies wieksze, pewnie to nie byly jajka kurze. No i obowiazkowa tabletka (objawy: "widzenie lub slyszenie rzeczy, ktore nie sa rzeczywiste", "niezwykle sny").
Probowalem sie podlaczyc do sieci ale wszystkie zabezpieczone wiec tekst i fotki wysle dopiero z hotelu.

niedziela, 13 listopada 2011

UK III

Londyn po raz trzeci. Niestety mieszkanie w nudnym Slough i bez internetu, chyba ze z balkonu. No w kazdym razie blisko do Windsoru - bezposrednie polaczenie, cale 5 minut pociagiem. Chyba dluzej szlo sie z mieszkania do stacji kolejowej, niz jazda pociagiem za 4,8 funta w dwie strony.


Ale wrazenia niezapomniane, chyba specjalnie bilet jest wielokrotnego wejscia, zeby turystow zmusic do kolejnego przyjadu. Zamek jak zamek. 


Szybkie zwiedzanie Windsoru i wyjazd do Londynu. Servesa de Mexico na dzien dobry :) plus jakies buritopodobne jedzenie. Nawet OK.

Pozniej juz tylko widok na BigBen i London Eye - mialy byc fajerwerki z okazji Bonfire Night - niestety mgla byla taka, ze tylko bylo slychac fajerwerki. Wiec pozostalo wybrac sie do Soho w towarzystwie polsko-kolumbijskim...


Powrot do Warszaway na weekend - mial byc dlugi, byl krotki. Nastepny wpis Lusaka, Zambia.